Zajęcie polskiej ambasady w Bernie w 1982

Dodane przez admin dnia 02/26/2006 w kategorii Zamachy terrorystyczne | komentarze

Powstańcza Armia Krajowa jest, a raczej była, „grupą jednej akcji”. Pojawiła się w świadomości międzynarodowej w jednym przebłysku swojej aktywności i natychmiast znikła. Do dziś pozostają wątpliwości, czy PAK rzeczywiście istniała. Gdyby jednak okazała się rzeczywista, byłaby to jedyna polska organizacja terrorystyczna o międzynarodowym zasięgu.

Ową akcja, którą wsławiła się Powstańcza Armia Krajowa było opanowanie ambasady PRL w szwajcarskiej stolicy – Bernie, 6 września 1982 roku. Czteroosobowy oddział, który nazwał siebie grupą bojową PAK, operował z Monachium. Tam grupa się zawiązała: Florian Kruszyk, przywódca, zwerbował trzech polskich imigrantów z RFN. Byli to Krzysztof Wasilewski, Mirosław Plewiński i Marek Michalski. Przedstawił im się jako członek organizacji PAK, której celem jest walka z komunistycznym rządem, a w szczególności doprowadzenie do zniesienia stanu wojennego, który trwał od 13 grudnia 1981 roku. W Monachium powstał też plan zamachu, oraz określono jego obiekt. Brane pod uwagę były polskie placówki dyplomatyczne na terenie Austrii, Belgii i Szwajcarii. Wybór padł na Berno.

Grupa przekroczyła granicę bez problemów. Wpierw zaopatrzyli się w Zurichu w broń, po prostu kupując ją w sklepie. Do Berna wyruszyli posiadając 4 strzelby myśliwskie Remington Wingmaster 870, kaliber 12 mm wraz z amunicją; dodatkowo plastikową atrapę pistoletu maszynowego Skorpion wz. 61, cztery bagnety, maski przeciwgazowe i tyleż samo kompletów umundurowania maskującego typu moro.

Najpierw przeprowadzili rozpoznanie ambasady – przez pewien czas spacerując wokół budynku, w końcu wchodząc do wnętrza pod pretekstem załatwienia sprawy paszportowej. Po tym wywiadzie dokładnie zaplanowali akcję i wyznaczyli jej termin na 6 września 1982 roku.
Tego dnia, około godziny 10.00, do ambasady wszedł lider grupy – Kruszyk. Tak jak poprzednio pod pozorem sprawy paszportowej. Gdy ochrona otworzyła mu drzwi, do budynku wdarło się trzech pozostałych zamachowców. Od razu sterroryzowali przebywających wewnątrz pracowników, gromadząc wszystkich w holu. Po wtargnięciu do budynku zachowywali się bardzo hałaśliwie, licząc na zastraszenie zakładników. Strzelali bez uzasadnionej potrzeby, niszcząc armaturę budynku. Ubrali zakupione wcześniej mundury moro, założyli maski przeciwgazowe, co dodało im tyleż strasznego co komicznego wyglądu. Jednak zakładnikom wcale do śmiechu nie było.

Przywódca grupy – Florian Kruszyk, który podczas akcji używał pseudonimu „pułkownik Wysocki”, przedstawił się jako kierownik sekcji wojskowej Powstańczej Krajowej Armii. Cały zaś oddział nazywał siebie grupą bojową tejże PAK. Miał rzekomo posiadać zaplecze logistyczne na terytorium Albanii. Jako zastępca Kruszyka dał się od razu poznać Krzysztof Wasilewski, pseudonim „Kaczor”. Dwaj najmłodsi terroryści natomiast nosili odpowiednio pseudonimy: Mirosław Plewiński „Sokół” i Marek Michalski „Ponury”.

Już po godzinie zamachowcy przedstawili swoje żądania. W zamian za wypuszczenie zakładników domagali się zniesienia w Polsce stanu wojennego. W przeciwnym razie grozili zdetonowaniem 26 kg rzekomo przyniesionych przez siebie do ambasady ładunków wybuchowych. Później informacja o materiale wybuchowym okazała się bluffem. Termin ultimatum wynosił 48 godzin. Kartka z zapisanym oświadczeniem została wyrzucona przez okno o 11.00.

Zanim policja odcięła ambasadzie telefony, Kruszykowi udało się skontaktować z dziennikarzami DPA i Reutera. Bardzo chętnie udzielał informacji o swojej grupie. Gdy w końcu łączność została odcięta, terroryści śledzili przekazy medialne na przenośnym odbiorniku telewizyjno-radiowo-magnetofonowym marki Sanwa typ 3008, wniesionym przez nich samych do budynku.

Policja kantonu berneńskiego otoczyła budynek szczelnym kordonem. W wyniku negocjacji, pierwszej nocy zwolniono ciężarną pracownicę ambasady. Później doszło nawet do uwolnienia wszystkich kobiet. Warto zauważyć, że inicjatywa w negocjacjach przez cały czas znajdowała się po stronie policji. Terroryści pozwolili sobie narzucać kolejne warunki – od zwalniania zakładników do sposobu dostarczania żywności do ambasady. Zezwolili nawet na wejście lekarza i wniesienie lekarstw do budynku, nie zważając, że może on później dostarczyć antyterrorystom cennych informacji. W mediacjach z terrorystami wybitnie pomógł prof. Józef Bocheński, stale mieszkający w Szwajcarii słynny polonijny filozof, rektor Uniwersytetu Fryburskiego.

Już następnego dnia (7 września) ukonstytuował się w Polsce specjalny zespół międzyresortowy. Przewodniczył mu Józef Wiejacz, wiceminister spraw zagranicznych. W Szwajcarii natomiast powołano 12-osobowy sztab kryzysowy z ministrem sprawiedliwości i policji drem Kurtem Furglerem na czele. Strona polska od początku proponowała przysłanie jednostki antyterrorystycznej ówczesnej milicji – Wydział Zabezpieczenia Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych. Szwajcarzy propozycję odrzucili nie bezpodstawnie wierząc w sprawność swoich własnych oddziałów specjalnych. Na miejsce akcji wysłano antyterrorystyczną brygadę kantonu berneńskiego – Stern. Jednocześnie władze PRL-u jasno dały do zrozumienia, że spełnienie żądań PAK jest niemożliwe.

Gdy termin pierwszego ultimatum minął, żądania wciąż pozostawały bez odpowiedzi. Sytuacja stawała się dla terrorystów coraz bardziej napięta. Dlatego zgodzili się oni na zmianę warunków. W „zmiękczeniu” zamachowców duży udział miał wspomniany prof. Bocheński, a także policyjni negocjatorzy. Teraz żądali 3 milionów franków szwajcarskich oraz umożliwienia swobodnego opuszczenia kraju i udania się do Albanii lub Chin. Postawiło to w niekorzystnym świetle motywy PAK. Patriotyzm został „sprzedany” za twardą walutę. Do dziś jedną z dość powszechnych teorii dotyczących organizacji jest ta zakładająca, iż byli to zwykli przestępcy, pragnący zysków dla siebie a działający w „politycznej zasłonie dymnej”.

Również drugie ultimatum miało minąć po 48-miu godzinach. I ono spotkało się z odmową władz szwajcarskich. Ostatecznie terroryści jeszcze raz skontaktowali się z policją chcąc już tylko gwarancji bezpieczeństwa. Ta ujawniająca słabość propozycja została już zignorowana i utwierdziła tylko Szwajcarów co do słuszności planowanego kursu działania.

Zapadła za to decyzja o szturmie na ambasadę. Akcję miał przeprowadzić Stern na 24 godziny przed upływem drugiego wyznaczonego terminu – czyli o 10.40 dnia 9 września. W tym momencie w budynku pozostało już tylko 5 zakładników – zwolniono kobiety, z jednemu z mężczyzn udało się uciec przez okno. Antyterroryści wiedzieli, że ludzie Kruszka nie są profesjonalistami w swoim fachu, poza tym 4 osoby to mało jak na cały budynek (przykładowo ambasadę Japonii w Limie zajęło 14 bojówkarzy MRTA). Jednak sami Sternowcy, jako profesjonaliści, wiedzieli, że zminimalizować ryzyko mogą tylko stosując taktyczny wybieg. Potrzebowali przykuć uwagę terrorystów przed samym szturmem.

Antyterroryści wykorzystali w tym celu system dostarczania żywności. Do skrzynki ze śniadaniem włożono ładunek ogłuszająco-oślepiająco-łzawiący. Jak zwykle posiłek dostarczony został przez mikrobus parkujący przed ambasadą od frontu. Policjant w umówionym trybie przynosi paczkę pod drzwi, zostawia i odchodzi. Tym razem jednak od tyłu budynku podjechał wóz Sternu. Po półtorej minuty (o 10.42’35’’) dwóch z terrorystów otworzyło drzwi by podjąć przesyłkę. Ładunek został zdetonowany zdalnie z pokładu mikrobusa. Eksplozja była na tyle silna, że wywaliła drzwi i przewróciła obu mężczyzn, jednak nie zabijając, a tylko ich ogłuszając. Natychmiast rozpoczął się szturm (10.42’45’’). Ośmiu antyterrorystów ruszyło od frontu i w hallu obezwładniło dwóch ogłuszonych hukiem członków PAK(10.42’55’). W tym samym czasie od tyłu do ambasady podbiegło 12 Sternowców z podstawionego wcześniej wozu. Detonowali oni kolejne granaty ogłuszające. Grupa, która weszła od frontu, po przejściu do kolejnego po hallu pomieszczenia napotkała dwóch pozostałych terrorystów, w tym lidera Floriana Kryszyka. Ten nie stawia oporu zajęty spożywaniem posiłku, zupełnie zaskoczony szturmem. Pierwszego aresztowanego zamachowca wyprowadzono na zewnątrz o 10.43’05’, czyli tylko 30 sekund po detonacji ładunku w paczce z jedzeniem!

Akcja zakończyła się spektakularnym sukcesem berneńskiej brygady Stern. Żaden z 5-ciu zakładników, tak jak i żaden z terrorystów i antyterrorystów, nie odniósł najmniejszych obrażeń. Szwajcarskie oddziały specjalne potwierdziły tym samym swoją wysoką klasę.

Władze Polskie zażądały od Szwajcarii wydania schwytanych członków Powstańczej Armii Krajowej. Przedstawiciele tego kraju odmówili, a terroryści sądzeni byli przed Trybunałem Federalnym w Lozannie (3-10 października 1982). Podczas procesu wyszło na jaw wiele interesujących faktów dotyczących tak członków PAK, jak i samej organizacji.

Przede wszystkim ciekawa była postać przywódcy grupy – wówczas 42-letniego Floriana Kruszyka, ps. „pułkownik Wysocki”. Podczas zamachu tytułuje się kierownikiem sekcji wojskowej PAK. W trakcie procesu wyszło na jaw, że Kruszyk był w latach 1962-1965 funkcjonariuszem SB. W roku 1967 wyjechał do Szwajcarii. Tam został aresztowany za szpiegostwo na rzecz PRL. Miał infiltrować tamtejsze środowisko polonijne. Lecz to nie koniec jego przygód z wymiarem sprawiedliwości. Gdy w 1969 przebywał w Austrii został aresztowany za napad rabunkowy w Wiedniu i skazany na 9 lat więzienia. Po odbyciu kary przeniósł się do Holandii, gdzie ożenił się z tamtejszą obywatelką i przebywał aż do pamiętnego wyjazdu do Monachium w 1982 roku.

W mieście tym miała się rzekomo zawiązać grupa, która dokonała ataku na ambasadę w Bernie. Oprócz Kruszyka w jej skład wchodził Krzysztof Wasilewski, ps. „Kaczor”. Był on zastępcą dowódcy w czasie akcji. Ten 33-letni mechanik, żonaty wyemigrował z kraju w 1977 do Belgii, a później osiadł w Monachium.

Kolejny zamachowiec – Mirosław Plewiński („Sokół”), był 23-letnim studentem WSP. Wyjechał przed wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 roku do Austrii, a stamtąd (jakże by inaczej!) do Monachium.

Najmłodszym z grupy (lat 20) był Marek Michalski, występujący pod pseudonimem „Ponury”. Był on z wykształcenia technikiem budowlanym, żonatym. W roku 1981 wyjechał do Francji; ostatecznie osiadł w RFN.

Wszyscy trzej mężczyźni pokazali się podczas procesu jako zażarci przeciwnicy komunizmu. Twierdzili, że przystąpili do organizacji Kruszyka z powodów ideologicznych. W trakcie obrony przed sądem zeznali w końcu, że „pułkownik Wysocki” oszukał ich obiecując „patriotyczną walkę”, a zamiast tego szukając własnego zysku. Twierdzili również, że Powstańcza Armia Krajowa, grupa do której zwerbował ich Kruszyk, nigdy nie istniała. Miała być przykrywką i narzędziem manipulowania „patriotycznymi uczuciami” Wasilewskiego, Plewińskiego i Michalskiego. Równie dobrze może to być prawda, jak i desperacka obrona. W każdym bądź razie ci trzej członkowie PAK skazani zostali na 30 do 36 miesięcy więzienia. Natomiast sam lider grupy – Florian Kruszyk – na 6 lat.

Jednym z wątków szwajcarskiego śledztwa był tzw. „polski spisek”. Według tej teorii cała akcja w ambasadzie była prowokacją służb specjalnych PRL-u uknutą w celu zdyskredytowania Solidarności. Tą wersję zdaje się potwierdzać przeszłość Kruszyka w SB i afera szpiegowska z nim w roli głównej. Tłumaczyłoby to nieudolność terrorystów podczas okupowania budynku.

Ciekawy jest też kierunek planowanej przez terrorystów ucieczki – Chiny bądź Albania. Warto w tym miejscu wspomnieć, że sam Kruszyk oświadczał, iż PAK operuje z terytorium Albanii. Ten fakt mógłby potwierdzić udział tajnych służb państw komunistycznych w tym zamachu.

Pozostaje jednak i drugi scenariusz – Powstańcza Armia Krajowa nie istniała (przynajmniej nie jako międzynarodowa organizacja terrorystyczna), a była to tylko przykrywką dla przestępczej działalności grupy Kruszyka. Ta wersja pozostaje najbardziej prawdopodobna. Tą wersję musiał też w końcu przyjąć sąd, z braku dowodów na spisek polskich spec służb, ani nawet na samo istnienie antykomunistycznej organizacji terrorystycznej.

Opracował: Robert Rybacki, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

BIBLIOGRAFIA:

Opis przebiegu akcji został opracowany na podstawie książki:
– Stanisław Kochański, Brygady antyterrorystyczne. Operacje. Uzbrojenie., Wydawnictwo Czasopism i Książek Technicznych SIGMA NOT, spółka z o.o., Warszawa 1992.

Analiza działalności organizacji opracowana na podstawie doniesień prasowych z procesu:
– Sentence Poles Who Seized Embassy, AP, 10/10/1983
– Swiss Investigate Gunman’s Motives, Tony Paterson, 09/12/1982, United Press International
– Polish Rebels Sieze Embassy in Bern, John Tagliabue, 09/07/1982, New York Times

Comments are closed.