Strach na niebie
Strach na niebie
Spisek wymierzony w samoloty odlatujące z Wielkiej Brytanii sparaliżował ruch lotniczy i postawił w stan najwyższej gotowości służby bezpieczeństwa. Okazało się, że bezpieczeństwo lotnictwa, w które tyle zainwestowano, nadal jest zagrożone. Ponadto, stało się jasne, że w krajach Zachodu nadal działają grupy fanatyków gotowych do przeprowadzenia spektakularnych i niezwykle krwawych zamachów.
Samolot to dobry cel
Lotnictwo cywilne jest dla terrorystów bardzo dobrym celem. Dlaczego? Historia zna wiele przykładów, świadczących o korzyściach, które terrorystom przynoszą ataki na lotnictwo. To właśnie dzięki porwaniom samolotów sprawa palestyńska po raz pierwszy trafiła na czołówki gazet na całym świecie. Każdy wielokrotnie widział odrzutowce uderzające w wieże WTC. Ten obraz stał się wręcz ikoną naszych czasów. Zamach na samolot działa na wyobraźnię i przyciąga uwagę. Niebezpieczeństwo wymierzone w ten środek transportu ma też, ze swej natury, międzynarodowy charakter. Jeżeli terroryści zdecydują się porwać samolot – co przez dziesięciolecia była ich ulubioną taktyką – w łatwością mogą go skierować do pożądanego miejsca przeznaczenia. Odbicie maszyny to operacja niezwykle trudna i ryzykowna, na wrogim terytorium często wręcz niemożliwa. Jeżeli natomiast terroryści skutecznie spróbują zniszczyć samolot, śmierć pasażerów i załogi jest w zasadzie nieunikniona. Wszystkie te czynniki sprawiają, że jakakolwiek operacja wymierzona w lotnictwo ma potężny wymiar psychologiczny. Władze są bezradne, a ofiary – bez szans. Każdy tego typu zamach obnaża też słabość systemu bezpieczeństwa i zawodność wszelkich technologii, w których ludzie Zachodu pokładają przecież tyle nadziei. Straty ekonomiczne to uboczny, ale jakże dotkliwy skutek udanego zamachu. Dotyczy on przede wszystkim bogatych, rozwiniętych społeczeństw. Ogranicza ich mobilność, będącą jednym z filarów ich stylu życia i dobrobytu.
Jak widać istnieje cały szereg powodów, by terroryści nadal wysoko stawiali lotnictwo cywilne na liście potencjalnych celów. Przemycanie ładunków w podeszwie buta czy wykorzystanie substancji ciekłych pokazują pomysłowość i determinację spiskowców. Odkryty ostatnio przez brytyjskie służby plan to w wielu aspektach kopia zamachów planowanych przez terrorystów powiązanych z Al-Kaidą w połowie lat 90. Fanatycy nie tylko wykorzystują doświadczenia poprzednich operacji, udoskonalają stare pomysły, ale też bacznie obserwują rozwój systemów ochrony. Kolejnym nowinkom technicznym i procedurom bezpieczeństwa przeciwstawiają coraz bardziej wymyślne plany. Wobec (chwilowej) przewagi technologicznej służb ochrony zawsze mogą podjąć próbę ominięcia systemu, np. poprzez zatrudnienie swoich ludzi w charakterze personelu naziemnego, kradzież kluczy czy mundurów. Nie można też wykluczyć zastosowania naziemnych wyrzutni rakiet przeciwlotniczych. Ich zdobycie i wwiezienie na teren państw Europy jest trudne, ale niekontrolowany obieg broni, także tej zaawansowanej technologicznie, np. na Bliskim Wschodzie sprawia, że taki scenariusz trzeba brać po uwagę.
Reasumując, trzeba powiedzieć, że terroryści nie ustaną w swoich staraniach, by zabić jak najwięcej osób, wywołać jak największy strach. Środki transportu, szczególnie lotnictwo, jeszcze długo pozostaną ich ulubionym celem. Zapewniają bowiem odpowiedni rozgłos i efekt psychologiczny.
Technologia nie wystarczy
Obecny system bezpieczeństwa lotnictwa charakteryzuje się dwiema podstawowymi cechami: koncentracją na technologii oraz działaniem reaktywnym, czyli dostosowaniem procedur do zidentyfikowanych modus operandi terrorystów. Zmiany wprowadza się po zamachu lub – jeżeli służbom bezpieczeństwa dopisze szczęście – gdy plany terrorystów zostaną wcześniej ujawnione. Po użyciu przez terrorystów broni wprowadzono bramki wykrywające metal, po nieudanym zamachu Shoe–bombera sprawdza się dokładnie buty podróżnych, teraz natomiast zakazuje się wnoszenia na pokład jakichkolwiek płynów. Inwestuje się w coraz doskonalsze systemy wykrywające wszystko, co może w jakiś sposób posłużyć do przeprowadzenia zamachu. Zmiany prawie zawsze są tylko odpowiedzią na nowy pomysł terrorystów. Działania reaktywne mają ograniczoną skuteczność – prędzej lub później fanatycy wyprzedzą służby bezpieczeństwa o pół kroku i przeprowadzą skuteczny zamach. Oczywiście potem procedury bezpieczeństwa zostaną ponownie udoskonalone, zakupi się nowy, jeszcze doskonalszy sprzęt…
Czy to oznacza, że na lotniskach nie są potrzebne coraz nowsze wykrywacze i lepsze kamery? Oczywiście nie. Nowinki techniczne mogą być potężną bronią w wyścigu z terrorystami i poważnie skomplikować ich plany. Mimo to system reaktywny, do tego oparty głównie na technologii nie będzie w pełni skuteczny i – jak napisano wcześniej – prędzej lub później terroryści wymyślą sposób, by oszukać czujniki, kamery i wykrywacze.
Warto więc wzbogacić ten systemy bezpieczeństwa o dodatkowe elementy. Dotychczasowe rozwiązania stosowane w Europie koncentrują się na wykryciu broni (ładunku wybuchowego, noża, zapalnika lub substancji chemicznej). Doświadczenia służb izraelskich – niezwykle skutecznych i doświadczonych w ochronie lotnictwa – wskazują, że trzeba położyć nacisk na wykrycie terrorysty. Systemy wykrywające narzędzia zamachu trzeba więc uzupełnić metodami wykrywania sprawców. W tym zakresie możliwe jest działanie na trzech etapach: profilowania, analizy planu podróży i oceny zachowania.
Profilowanie pozwala na określanie cech pasażera, które powinny wzbudzić czujność ochrony. Wywołuje ono jednak sporo zastrzeżeń obrońców praw człowieka, którzy wskazują, iż prowadzi ono do nierównego traktowania określonych grup etnicznych czy religijnych. Ważne jest więc, by prowadzono je w sposób profesjonalny i precyzyjny, w oparciu o dane służb bezpieczeństwa, a nie powszechne odczucia i uprzedzenia.
Zasadna byłaby również analiza przygotowań pasażera do lotu – termin i sposób zakupu biletu, planowane przesiadki, trasa podróży czy wybór przewoźnika. Ostatnim, bardzo istotnym elementem byłaby również ocena zachowania pasażera przed odlotem. Osoby planujące zamach samobójczy lub inne działania przestępne, działające w warunkach konspiracji, w większości przypadków zdradzają objawy stresu, a ich zachowanie różni się od postawy zwykłych podróżnych. Biorąc pod uwagę, że większość sprawców nie ma profesjonalnego wyszkolenia pozwalającego opanować zdenerwowanie, odpowiednio przygotowany personel mógłby ich w wielu wypadkach zidentyfikować. Okazją ku temu może być nie tylko niejawna obserwacja poczekalni i pomieszczeń lotniska, ale także w prowadzenie do procedury kilkominutowej rozmowy z pasażerem, dotyczącej podróży, jej celu, środków utrzymania za granicą itp. Działania tego typu prawdopodobnie sprawiły, że Richard Reid, słynny Shoe-bomber, odstąpił od zamachu na samolot izraelski. Wybrał inny lot, gdzie takich procedur nie stosowano.
Trzeba więc połączyć technologie wykrywania narzędzi zbrodni z procedurami wykrywania sprawców – tylko wtedy bezpieczeństwo naprawdę się poprawi.
Trzeba wiedzieć wcześniej
Terroryzm – szczególnie ten samobójczy – jest niezwykle trudny do zatrzymania, gdy wejdzie już w fazę realizacji. Kluczem do prawdziwego bezpieczeństwa jest odkrycie planów terrorystów na etapie przygotowań. Niezbędne jest więc jak najwcześniejsze rozpoznanie grup terrorystycznych.
Dlatego właśnie ostatni sukces Brytyjczyków powinien napawać optymizmem. Zatrzymanie ponad dwudziestu osób świadczy o dość dobrej wiedzy organów ścigania i odpowiednio wczesnym odkryciu spisku. Przygotowania do zamachu – szczególnie tak złożonego jak ten odkryty ostatnio, zakładającego równoczesny atak na kilka samolotów – pochłaniają sporo czasu i pieniędzy. Im zadanie jest bardziej złożone, tym większe prawdopodobieństwo jego odkrycia. Rośnie ilość prowadzonych przez terrorystów spotkań, rozmów, podróży czy przelewów finansowych. To wszystko podnosi prawdopodobieństwo ujawnienia ich zamiarów.
Plany spektakularnych zamachów wymagają także – i to jest niezwykle istotne – zaangażowania i wtajemniczenia wielu osób. Jak pokazują dotychczasowe doświadczenia, w szczególności służb brytyjskich i hiszpańskich, grupy terrorystyczne zrzeszają zwykle osoby tej samej narodowości, czasem wręcz pochodzące z tego samego regionu (np. w Pakistanie czy Algierii) lub przynajmniej znające się od wielu lat. Stanowiło to skuteczną ochronę przed infiltracją grupy przez osoby pracujące dla organów bezpieczeństwa. Ta sytuacja ulega jednak pewnym przemianom. Szeregi fanatyków zasilają kolejni chętni, nawróceni na radykalne poglądy w więzieniach czy poprzez internet. Jeżeli rozwija się działalność „rekrutacyjna” radykałów, to możliwości włączenia do grup przestępczych współpracowników służb bezpieczeństwa również rośnie. Organy ścigania mogą też szukać sojuszników wywnętrz lub wokół grupy terrorystycznej. Jak wspomniano wcześniej, krąg osób zaangażowanych w duży zamach jest dość szeroki. Część z nich, ich rodzin lub znajomych może nie podzielać radykalnych planów i współdziałać ze stróżami prawa.
Paradoksalnie więc, rozwój „ruchu terrorystycznego” i jego propagandy może poprawiać możliwości działania stróżów prawa. W czasach, gdy zamachy planowała scentralizowana organizacja złożona z zaprzyjaźnionych weteranów dżihadu, zadanie to było niepomiernie trudniejsze.
Sukces Brytyjczyków cieszy – udało im się zapobiec niewyobrażalnej katastrofie, która pochłonęłaby wiele ofiar. Jest też dowodem, że służby bezpieczeństwa szybko wyciągają wnioski z wcześniejszych niepowodzeń. Ważne jest również to, że działania wymierzone w terroryzm nie ograniczają się jedynie do ściślejszych kontroli na lotniskach i dodatkowych wykrywaczy przy odprawie pasażerów. Warto szukać słabych stron planów przygotowanych przez terrorystów, wykorzystywać ich błędy, a także – i to najistotniejsze – robić wszystko, by odpowiednio wcześnie poznać ich zamiary. Brytyjczykom się to udało.
Michał Narojek jest absolwentem Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych (Instytut Stosunków Międzynarodowych) UW; Wydziału Prawa i Administracji UW oraz Studium Bezpieczeństwa Narodowego