Odbicie samolotu SABENY przez izraelskie siły specjalne – 1972 rok

Dodane przez admin dnia 04/23/2005 w kategorii Zamachy terrorystyczne | komentarze

Wiosną 1972 roku porty lotnicze całej Europy były pilnie strzeżone[1] . Wiązało się to ze znaczną liczbą aktów piractwa powietrznego, jakie miały miejsce na przełomie lat 60. i 70. Szczególną uwagę zwracano na izraelskie linie lotnicze EL-AL, które to były niejako naturalnym celem ataków terrorystycznych. Na płytach lotnisk w Londynie, Rzymie i Wiedniu, podczas gdy startowały samoloty izraelskiego przewoźnika, stały opancerzone samochody, a także żołnierze, uzbrojeni w karabiny maszynowe gotowe do strzału. Nie można było jednak mówić o hermetyczność zabezpieczeń lotnisk, zwłaszcza w sytuacji gdy nie wszystkie państwa widziały potrzebę stosowania takich środków bezpieczeństwa.

Ósmego maja 1972 roku, we wczesnych godzinach popołudniowych, na lotnisku w Brukseli odprawiano lot numer 751, belgijskich linii lotniczych SABENA. Na pokład samolotu weszło 99. pasażerów, w tym dwóch mężczyzn i dwie kobiety posługujących się fałszywymi paszportami izraelskimi. Byli to terroryści z Czarnego Września[2] : kapitan Rifat – dowódca komanda, Abdel al-Atrash oraz Ruma Isa Tanus i Tirza Ish’ah Halasah Samirah – kobiety pozyskane do działalności terrorystycznej w Czarnym Wrześniu, w wyniku poszukiwania talentów do organizacji, za ich: niewinność i prostotę.

Mimo ochrony belgijskiego lotniska, wzmocnionych patroli uzbrojonych w pistolety maszynowe żandarmów, całej czwórce udał się przemycić 9 mm pistolety i granaty (w specjalnie przygotowanych torbach podróżnych). Plastyczny materiał wybuchowy, na pokład samolotu wniosły kobiety. Ukryty był w biustonoszach, wewnątrz podszewki spodni oraz w narządach rodnych – w pochwie. Terroryści przybyli do stolicy Belgii, z Bejrutu, dzień wcześniej, jako dwie oddzielne pary. Po drodze zatrzymywali się we Frankfurcie i Rzymie.

O godzinie 17.35, kiedy samolot SABEN-y znajdował się nad Jugosławią, po międzylądowaniu w Wiedniu, kapitan Rifat powoli wstał ze swojego miejsca przy oknie i poszedł w kierunku kokpitu samolotu. Był to znak dla pozostałej trójki. Abdel Aziz al-Atrash również podniósł się ze swojego miejsca. Obie kobiety udały się w tym samym czasie do toalet, aby wydobyć ukryte pod bielizną i wewnątrz swojego ciała materiały wybuchowe. Po chwili z uzbrojonymi ładunkami wróciły na swoje miejsca. Kilka minut później, według relacji izraelskiego jubilera, lecącego samolotem, Yitzhaka Mizrahi – cisza na pokładzie został gwałtownie przerwana przez piski, płacz i wrzaski w językach arabskim angielskim i francuskim. Przywódca terrorystów nakazał pilotowi, Reginaldowi Levy, kontynuację lotu w kierunku Palestyny. O godzinie 18.05 informacja o porwaniu dotarła do Izraela. Wieża kontrolna w Nikozji na Cyprze, poinformował Izrael, iż uprowadzony samolot kieruje się w stronę izraelskiej strefy powietrznej.

W sztabie Izraelskich Sił Obronnych rozpoczęto przygotowania do przyjęcia na lotnisko Lod uprowadzonej maszyny. Na miejsce udał się ówczesny minister obrony – Mosze Dajan oraz inni członkowie izraelskiego gabinetu, między innymi sprawujący wówczas funkcję ministra transportu – Szimon Peres. Przybyli przedstawiciele wywiadu, utworzono sztab kryzysowy, podjęto decyzję o wezwaniu na miejsce Sayeret Mat’kal. Porucznik Ehud Barak został telefonicznie wezwany do Lod, rozkaz dla Baraka brzmiał: Samolot został porwany! Skieruj natychmiast, wszystkich którzy są uchwytni w pobliżu bazy Lod, oraz ogłoś alarm dla pozostałych! Jesteś potrzebny!

O godzinie 19.05 samolot wylądował na płycie lotniska Lod. Dowodzący działaniami obawiali się, że nawet jeżeli zostaną spełnione żądania terrorystów, to i tak mogą oni użyć porwanego Boeinga 707 jako swoistej bomby, powodując jego eksplozję. Pociągnęłoby to za sobą ofiary w ludziach, którzy przebywali na terenie lotniska, a także duże straty w mieniu. Osoby oczekujące na przylot samolotu, w tym rodziny porwanych pasażerów, zostali natychmiast ewakuowani, teren lotniska odgrodzono szczelnym kordonem wojska, samolot skierowano na boczny pas startowy.

W chwili gdy zatrzymał się w określonym miejscu, kapitan Levy nawiązał kontakt z wieżą kontrolną. Mając przystawiony do głowy pistolet odczytał nazwiska 317 palestyńskich terrorystów, więzionych w izraelskich więzieniach, którzy mięli być uwolnieni w zamian za przetrzymywanych zakładników. Terroryści zażądali również, aby zwolnieni terroryści mogli odlecieć do Kairu, zanim zakładnicy opuszczą pokład samolotu. W wypadku niespełnienia żądań, zagrozili wysadzeniem samolotu wraz z zakładnikami. Sztab operacji, posiadając bezpośrednie połączenie z premierem Izraela, panią Goldą Meir, przekazał jej żądania terrorystów. Sytuacja miała wydźwięk międzynarodowy. Stanowiła próbę sił na linii władze Izraela – terroryści palestyńscy. Od tego jak potoczą się dalsze losy uprowadzonego samolotu zależał dalszy rozwój sytuacji na Bliskim Wschodzie, a także los Goldy Meir i jej gabinetu. Władze izraelskie zawsze stały na twardym stanowisku, iż terrorystom nie należy ustępować. Dlatego wiadomo było, iż jedyną opcją rozwiązania powstałej sytuacji, była operacja ratunkowa zrealizowana przez komandosów z Sayret Mat’kal. Potwierdzały to słowa premier Meir, która po wysłuchaniu relacji ze sztabu na lotnisku Lod, powiedziała: cokolwiek trzeba zrobić ma być zrobione! Porucznik Barak rozpoczął, wraz ze swoimi żołnierzami, przygotowania do przeprowadzenia ataku na samolot.

Maszyna została otoczona przez komandosów. Zajęli oni dogodne stanowiska, umożliwiające obserwację samolotu z ukrycia. Zadanie jakie miał wykonać oddział szturmowy nie było łatwe. Na pokładzie znajdowało się ponad stu zakładników, samolot miał paliwo w zbiornikach. Istniała realna groźba jego eksplozji w wyniku niekontrolowanej wymiany ognia pomiędzy terrorystami a komandosami. Aby uniemożliwić kontynuację lotu samolotu postanowiono wypuścić z jego układu hydraulicznego płyn hamulcowy oraz paliwo ze zbiorników. Dawało to gwarancję, że maszyna nie odleci, ale działanie takie mogło spowodować zapalenie się lampek kontrolnych w kokpicie samolotu, a to nieobliczalną reakcję terrorystów, którzy mogli się zorientować w izraelskim fortelu.

Mimo tych wątpliwości porucznik Barak poprowadził połączony oddział komandosów i mechaników z EL-AL w kierunku samolotu. Podjechali na odległość 50 metrów od niego jeepami. Ubrani byli w białe kombinezony mechaników. Następnie, pieszo, udali się w kierunku zawieszenia samolotu. Otwarto zawory hydrauliczne powodując wyciek płynu hydraulicznego. Po wykonaniu tych czynności oddział wycofał się do rejonu koncentracji.

Negocjacje z terrorystami prowadził szef Amanu, generał major Yariv. Długo, przeciągając rozmowę, tłumaczył przywódcy terrorystów procedury jakie muszą być spełnione aby nastąpiło zwolnienie z więzień wyczytanych z listy terrorystów. Kapitan Rifat nie pozwolił się wciągnąć w dyskusję z generałem. Zażądał natychmiastowego zatankowania samolotu, w przeciwnym razie zacznie zbijać zakładników. Sztab operacji zadecydował, że moment tankowania należy wykorzystać do przeprowadzenia ataku na samolot.

Mechanicy określili tymczasem, że spowodowany wyciek płynu nie wystarczy aby unieruchomić maszynę. Zdecydowano więc o spowodowaniu wycieku płynu w całej instalacji samolotu i jednoczesnym przecięciu przewodów, które były połączone z lampkami kontrolnymi w kokpicie. Około godziny 22.02 mechanik belgijskiego samolotu otworzył frontowe drzwi, wyskoczył na płytę lotniska, przeszedł wokół samolotu zgłaszając problemy z zasilaniem elektrycznym i hydraulicznym. Otaczający samolot komandosi wycelowali w niego swoja broń, nie wiedząc czy jest to istotnie mechanik czy też terrorysta. Nie można było również przekazać mu informacji, iż uszkodzenia są zrobione celowo. Po chwili mechanik wszedł do samolotu. Z kół samolotu spuszczono powietrze, kapitan Levy zorientował się, że są to działania celowe.

Negocjacje kontynuowano. Chciano w ten sposób zyskać na czasie aby dobrze przygotować się do szturmu. Porucznik Barak wraz z wyznaczonym pododdziałem, całą noc w hangarze, w którym znajdował się podobny Boeing 707, trenowali przyjęty wariant taktyczny. W tym samym czasie inne zespoły szturmowe zajęły pozycję przy samolocie, założono ładunki wybuchowe na drzwi, żołnierze gotowi byli do podjęcia działań w ramach planu ataku natychmiastowego, gdyby terroryści zaczęli zabijanie zakładników.

Po kilku godzinach przygotowań osiągnięto pełną gotowość do przeprowadzenia ataku. Założono, że komandosi, przebrani w kombinezony mechaników, w 2 –3 osobowych grupach, udadzą się w kierunku samolotu pod pretekstem zatankowania go. Zajmą wyznaczone miejsca przy lukach awaryjnych. W chwili sygnału do rozpoczęcia szturmu, długi gwizd, wydanego przez porucznika Braka, wejdą tymi wejściami do wnętrza samolotu i wyeliminują terrorystów. Żołnierzy uzbrojeni byli jedynie w pistolet Beretta kaliber .22, które to były łatwiejsze do ukrycia, niż pistolety 9 mm.

Prowadzone negocjacje były wspierane przez przybyłych na lotnisko Lod przedstawicieli belgijskiego rządu. Zaoferowali oni terrorystom 2 mln $, w zamian za uwolnienie zakładników. Propozycja została odrzucona. O godzinie 13.00, 9 maja, terroryści wysłali na ostateczną rozmowę z Izraelczykami, pilota – kapitana Levy. Przyniósł on ze sobą przekazany przez terrorystów kawałek materiału wybuchowego, na dowód tego, iż są oni zdecydowani spełnić swoje groźby w przypadku niespełnienia ich żądań. Kapitan przekazał szereg ważnych informacji: o nastrojach wśród terrorystów, ich uzbrojeniu, i najważniejszą: o ilości porywaczy. Do tej pory sądzono, że jest ich troje, jednak informacje pilota zweryfikowały wiedze w tym zakresie. Terrorystów była czwórka. W związku z tym dokonano niezbędnych korekt w planie ataku komandosów na samolot.

Aby uśpić czujność terrorystów i przekonać o tym, że ich żądania będą spełnione, przetransportowano samolotem amerykańskich linii lotniczych TWA grupę 317 rzekomych uwolnionych z izraelskich więzień terrorystów. W rzeczywistości byli to izraelscy żołnierze przebrani w więzienne uniformy. Pozwolono nawet na krótką rozmowę telefoniczną pomiędzy kapitanem Rifatem a jednym z wypuszczonych terrorystów. Uczyniono to wystarczająco tajemniczo, aby upewniło go to w przekonaniu, iż rzeczywiście ten punkt ultimatum została spełniony.

Po południu, 9 maja, rozpoczęto ostateczne przygotowania do przeprowadzenia szturmu. Służby ratownicze, medyczne i straż pożarna, były w pogotowiu. Żołnierze, w hangarze, przebrali się w kombinezony mechaników, ukryli broń. Kiedy udawali się do wózków bagażowych, którymi mięli udać się do samolotu, jeden z obecnych na miejscu generałów krzyknął nagle : Stop!, jak się okazało komandosi zapomnieli zdjąć butów skoczka spadochronowego i włożyć takich, jakich używają mechanicy. Szybko dokonano zamiany.

Żołnierze wsiedli do wózków i starając się zachowywać zupełnie naturalnie podjechali pod samolot. Każdy z nich musiał stanąć przed nim, tak aby widział do kapitan Rifat, następnie zdjąć kombinezon pokazując, że nie ma ukrytej broni. Mimo tych zabiegów, terrorysta nakazał jednemu z członków załogi samolotu – stewardowi, aby zszedł na ziemię i przeszukał mechaników. Odkrył on oczywiście fakt ukrycia w kombinezonach broni. Porucznik Barak wyjaśnił stewardowi, że broń ta jest wyłącznie w celu samoobrony. Nie przekazał on informacji o swoim odkryciu terrorystom.

Komandosi, markując przygotowania do tankowania samolotu, zajęli odpowiednie pozycję, zgodnie z założeniami planu, przy drzwiach samolotu oraz przy włazie pod kokpitem. O godzinie 16.29 Barak wydał rozkaz: Hikon!, co oznacza w języku hebrajskim przygotowanie. Żołnierze wyjęli ukrytą broń, oczekiwali na sygnał do ataku. W chwile później rozległ się długi gwizd – sygnał do rozpoczęcia operacji. Pierwsi weszli komandosi przez lewe drzwi. W środku napotkali terrorystę Abdela al-Atrasha, został on natychmiast wyeliminowany strzałami z pistoletu. Kolejny zespół, który wszedł z tyłu samolotu, został poinformowany przez pasażerów, że jedna z terrorystek schowała się pomiędzy rzędami foteli. Komandosi zastali Rumę Isę Tanus leżącą na ziemi, zwinięta w kłębek z rękoma zasłaniającymi głowę. Została natychmiast wyprowadzona z samolotu, nie odniosła żadnych obrażeń. Trzeci zespół komandosów, po wejściu na pokład, natknął się na przywódcę terrorystów – Rifata, który ostrzeliwując się zaczął uciekać w kierunku kokpitu, po czym schował się do toalety. Trzech komandosów otworzyło ogień w kierunku tego pomieszczenia. Terrorysta zginął na miejscu. Ostatnią terrorystką była Tirza. Nie była uzbrojona, miała jednak przy sobie nadajnik, który mógł służyć do zdetonowania ładunków wybuchowych. Została obezwładniona i wyprowadzona z samolotu.

Cały atak trwał 90 sekund, podczas których wystrzelono 60 pocisków. Oprócz dwóch terrorystów, śmierć poniosła również jedna z pasażerek, Mirę Holtzberg, która wstała z fotela podczas szturmu. Kilku innych pasażerów zostało lekko rannych. Przeprowadzona operacja nosiła kryptonim Izotp 1. Doświadczenia z jej przygotowania i przeprowadzenia są do dziś wzorcem dla kontrterrorystycznych pododdziałów na całym świecie, przy planowaniu rozwiązań taktycznych związanych z odbijaniem uprowadzonych samolotów.

Opracował: dr hab. Kuba Jałoszyński, specjalista w zakresie przeciwdziałania i walki z terroryzmem.

___________________

1. S. M. Kataz, The Elite, New York 1992, s. 89 – 104.
2. Organizacja ‘Czarny Wrzesień’ powstała po wydarzeniach związanych z operacją armii jordańskiej, która to we wrześniu 1970 roku zmusiła ugrupowania palestyńskie do opuszczenia terytorium Jordanii.

Tekst jest fragmentem książki pt. „Terroryzm antyizraelski”, Wydawnictwo AON, Warszawa 2001.

Comments are closed.