DAWID I GOLIAT

Dodane przez admin dnia 03/01/2013 w kategorii Ciekawe artykuły, Państwa stosujące terroryzm | komentarze

Wszyscy pamiętamy tę biblijną przypowieść, gdy wątły żydowski chłopiec imieniem Dawid zwycięża męstwem i zimną krwią przeciwnika zdawałoby się nie do pokonania – ogromnego, ciężkozbrojnego wojownika Goliata, Filistyna. Filistyni byli ludem pochodzenia europejskiego, który w XII w. p.Chr. osiadł w biblijnym Kanaanie, przez wieki będąc groźnym konkurentem Izraelitów. Później od ich nazwy Rzymianie mianowali tą krainę Palestyną, dziś więc imię Filistynów noszą Palestyńczycy. Palestyńczycy długo jednak nie wiedzieli, że są Palestyńczykami. „Oni nie istnieli” – powiedziała izraelska minister Golda Meir. Paradoksalnie – to osadnictwo żydowskie i wywołany nim konflikt pozwolił arabskim mieszkańcom Palestyny odnaleźć swą narodową tożsamość.

Narodziny narodu palestyńskiego były nadzwyczaj bolesne. Nastąpiły w ogniu wojny, która wybuchła, gdy w listopadzie 1947 r. ONZ zadecydowała o podziale Palestyny. Żydzi mieli uzyskać 56 proc. terytorium, zamieszkałe przez 498 tysięcy Żydów i 407 tysięcy Arabów. Arabowie 42 proc. Palestyny z 725 tysiącami Arabów i 10 tysiącami Żydów. Jerozolima i Betlejem – święte miejsca trzech religii – miały zostać umiędzynarodowione. Liga Arabska nie uznała tego podziału. Wybuchły walki, które przyniosły siłom arabskim poniosły druzgocącą klęskę. Powtórzyła się historia Dawida i Goliata. Jej przyczyny były przynajmniej dwie. Siły żydowskie górowały nad arabskimi uzbrojeniem, wyszkoleniem i determinacją. W swej walce Żydzi cieszyli się też poparciem całego pamiętającego Holocaust świata: zarówno Zachodu jak i ZSRR. Dość powiedzieć, że głównym dostawcą broni dla żydowskich oddziałów była Czechosłowacja.

Wojna poszerzyła granice Izraela, który obejmował już 77 proc. terytorium całego kraju. Dla Palestyńczyków była nieszczęściem, zapoczątkowując exodus znacznej części tego ludu. Decydującą była masakra arabskiej wioski Dajr Jasin, gdzie w kwietniu 1948 r. członkowie skrajnej żydowskiej organizacji Ecel wymordowali 250 mężczyzn, kobiet i dzieci.  Palestyńczycy rzucili się do ucieczki skazując się na poniewierkę. Ich mienie przejęło państwo żydowskie. W grudniu 1949 r. uchodźców było już 726 tysiące. Gnieździli się stłoczeni w namiotach i barakach obozów, pozbawieni pracy wegetowali dzięki pomocy organizacji humanitarnych. Idealne warunki do rozkwitu wszelkich ekstremizmów.

Przegrana z lekceważonym dotąd Izraelem była wstrząsem dla całego świata arabskiego. Młode elity – oficerowie, inteligencja – boleśnie odczuły konieczność modernizacji swych zacofanych krajów. Wyraziło się to w wytworzonym na wzór europejski nacjonalizmie arabskim, dążącym do zjednoczenia w jednym świeckim państwie wszystkich Arabów od Atlantyku po Zatokę Perską. Wyznający tą ideologię tzw. Wolni Oficerowie obalili w 1952 r. władzę króla Faruka w Egipcie. Ich przywódca Gamal Abdel Naser popadł rychło w konflikt z Zachodem nacjonalizując Kanał Sueski. Brytyjsko-francusko-izraelski atak na Egipt w listopadzie 1956 r. pchnął Nasera w objęcia Związku Radzieckiego. Na Bliskim Wschodzie zarysował się nowy układ sił: Izrael (postrzegany dotąd jako socjalistyczny) stał się najwierniejszym sojusznikiem Zachodu a ZSRR zaczął montować swój blok spośród tzw. „postępowych” krajów arabskich (Egipt, Syria, Irak, Jemen, Libia). Hojnie wyposażany przez Rosjan Naser parł do wojny.

Błąkający się po całym Bliskim Wschodzie Palestyńczycy także mieli swoją rolę do odegrania w ambitnych planach Nasera. Pod jego auspicjami powstała w 1964 r. Organizacja Wyzwolenia Palestyny, która miała reprezentować „arabski naród Palestyny”. Celem OWP jest świeckie demokratyczne państwo obejmujące całą Palestynę. Gwarantować ma ono wszystkim równe prawa „bez różnicy rasy, języka lub wyznania”, ale Żydzi, którzy napłynęli po „syjonistycznej inwazji” musieli by kraj opuścić.

Nacjonalizm arabski okazał się jednak „papierowym tygrysem”. Ukazała to „wojna sześciodniowa” w czerwcu 1967 r., gdy izraelski blitzkrieg powalił na kolana Egipt, Syrię i Jordanię. Izrael zdobył resztę Palestyny, Półwysep Synaj, Wzgórza Golan – był u szczytu triumfu. Wydawało się, że już tylko krok dzieli go od zbudowania państwa w biblijnych granicach „od Nilu po Eufrat”.

Kolejna klęska Arabów miała dalekosiężne skutki. Przede wszystkim przyczyniła się do usamodzielnienia ruchu palestyńskiego. Przełomem była bitwa pod Karameh w marcu 1968 r., gdzie palestyńscy fedaini stawili skuteczny opór armii izraelskiej. Szeregi organizacji zbrojnych rosną odtąd skokowo, np. siły Ruchu Wyzwolenia Palestyny (Fatah) powiększyły się w ciągu roku 60 razy! W lutym 1969 r. na czele OWP stanął przywódca Fatah Yasir Arafat reprezentujący młode pokolenie bojowników. Pod jego przewodem Palestyńczycy wzięli swoje sprawy w swoje ręce. Organizacja przekształciła się w swego rodzaju państwo na wygnaniu: z flagą, hymnem, parlamentem (Palestyńska Rada Narodowa), rządem (Komitet Wykonawczy), służbą dyplomatyczną, środkami przekazu, niezliczonymi organizacjami politycznymi i społecznymi. A przede wszystkim – z własną armią. Drogą wyzwolenia miała być walka zbrojna. Zarówno Armia Wyzwolenia Palestyny (oficjalne wojsko OWP) jak i bojówki poszczególnych organizacji z Fatah na czele prowadziły partyzanckie rajdy na teren Izraela.

Bazą wypadową palestyńskich fedainów była przede wszystkim Jordania, co wywołało zaniepokojenie tamtejszego monarchy. Obawiał się on tyleż odwetu Izraela co radykalizmu lewicującego ruchu palestyńskiego. We wrześniu 1970 r. dochodzi więc do starć między fedainami i armią jordańską; pogrom Palestyńczyków został nazwany Czarnym Wrześniem. Taką też nazwę przyjmuje jednostka OWP, która terrorem ma wymusić posłuch świata dla sprawy palestyńskiej. Jeszcze aktywniejsze są na tym polu lewackie organizacje typu Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Gdy ataki na terytorium Izraela stały się utrudnione – walka została przeniesiona do Monachium, Stambułu, na pokłady statków i samolotów. Wkrótce słowo Palestyńczyk staje się synonimem terrorysty a palestyńskie obozy – mekką terrorystów z całego świata. Sławnej masakry na lotnisku w Lod dokonali „w zastępstwie” Palestyńczyków ich sojusznicy z Japońskiej Armii Czerwonej.

Fedaini próbują jednak nadal dosięgnąć Izrael, tym razem z terytorium Libanu. Tworzą tam tzw. Fatahland – państwo w państwie, nad którym słaby rząd libański nie jest w stanie zapanować. Wywołuje to niezadowolenie licznej w Libanie ludności chrześcijańskiej. W 1975 r. bojówki chrześcijańskiej Falangi atakują Palestyńczyków, których wspierają libańscy muzułmanie i partie lewicowe. Liban, zwany dotąd „Szwajcarią Bliskiego Wschodu”, pogrąża się w krwawym chaosie wojny domowej. Sytuację wykorzystuje najpierw Syria, potem Izrael. W czerwcu 1982 r. wojska izraelskie pod komendą Ariela Szarona wdzierają się w głąb Libanu, zadając decydującą klęskę siłom palestyńskim. Fedaini muszą się ewakuować do Tunezji, a chrześcijańscy sojusznicy Izraela urządzają cywilom krwawą łaźnię w obozach Sabra i Shatila. Zaczyna się schyłek OWP…

Klęska 1967 r. przyniosła wszakże skutki odnoszące się nie tylko do ruchu palestyńskiego, ale do całego świata arabskiego. Przede wszystkim unaoczniła Arabom brak realnej pomocy ze strony ZSRR. Rezultatem był zwrot w polityce egipskiej, jaki dokonał się po śmierci Nasera. Jego następca Anwar Sadat usunął radzieckich doradców i przyjął kurs proamerykański. Ceną za pomoc ekonomiczną USA była normalizacja stosunków z Izraelem. Jeszcze w październiku 1974 r. Egipt, Syria i Jordania dokonują demonstracji siły: atakują Izrael odnosząc przejściowo sukcesy. Jednak już trzy lata później Sadat zaszokował świat arabski odwiedzając Jerozolimę a następnie (wrzesień 1978 r.) zawierając porozumienie pokojowe z Izraelem w Camp David. Dzięki temu odzyskał Półwysep Synaj, zapewnił też swojemu krajowi hojną pomoc amerykańską. Radykalne państwa arabskie próbowały wprawdzie bojkotować Egipt formując tzw. Front Odmowy ale ich bezsilność była jaskrawa. Idea solidarności Arabów okazała się martwa.

Natura nie znosi jednak próżni. Gdy naśladowanie zachodnich ideologii takich jak nacjonalizm czy socjalizm okazało się prowadzić w ślepy zaułek, znaczna część Arabów postanowiła zwrócić się do korzeni – do islamu. Szczególnie podatne na hasła fundamentalizmu islamskiego okazało się młode pokolenie. Wiatr w żagle islamistów począł wiać ze szczególną siłą w 1979 r., gdy szyicka rewolucja Chomeiniego obaliła monarchię w Iranie. Naśladowcy rychło pojawili się w Libanie (Hezbollah) a niebawem też w Palestynie.

Ciężar walki spoczywał dotąd na palestyńskiej diasporze. Klęska w Libanie ukazała jednak nieskuteczność jej działań. Sztafetę oporu musiał przejąć ktoś inny. Arabskich mieszkańców strefy Gazy i Zachodniego Brzegu trawiła frustracja wywołana beznadziejną sytuacją: żyli pod okupacją, nie mieli szans na stanie się obywatelami Izraela. Długo tłumiona wściekłość musiała w końcu eksplodować. Iskrą był… wypadek samochodowy, w którym izraelska ciężarówka zabiła kilkoro Arabów. W grudniu 1987 r. na ulice żywiołowo wyległy tłumy młodzieży. Nastolatkowie (a nawet siedmiolatkowie!) budowali barykady z płonących opon, obrzucali Izraelczyków kamieniami. Ich symbolem stała się broń Dawida – proca. Intifada – tak nazwano palestyńskie powstanie – wybuchła poza strukturami OWP, wyłoniła nowe siły polityczne. Najważniejszą z nich okazał Islamski Ruch Oporu (Hamas), utworzony w 1988 r. Ta organizacja muzułmańskich fundamentalistów też dąży zniszczenia Państwa Izrael, ale na jego miejsce chce ustanowić państwo wyznaniowe. Początkowo zajmowała się działalnością charytatywną i kulturalną, później jednak pierwszoplanową metodą walki stały się zamachy dokonywane przez samobójców.

Intifada okazała się dla Izraela wyzwaniem najpoważniejszym z dotychczasowych. Tego ruchu nie dawał się stłumić mimo wciąż rosnącej liczby ofiar, zagrażał natomiast Izraelczykom w ich życiu codziennym: w autobusach, sklepach, szkołach, na ulicy. Coraz większy posłuch zdobywają więc sobie głosy nawołujące do kompromisu z Palestyńczykami. Także kierownictwo OWP, czujące na karku oddech islamskich radykałów, okazuje się bardziej elastyczne. We wrześniu 1993 r. Arafat i izraelski premier Icchak Rabin podpisali wynegocjowane w Oslo porozumienie. Izrael uznawał OWP jako reprezentację narodu palestyńskiego, OWP uznawała istnienie Izraela. Pod autonomiczny zarząd palestyński przeszła strefa Gazy i niektóre miasta Zachodniego Brzegu. Wydawało się, że do tego umęczonego regionu zawitała wreszcie nadzieja na pokój.

Nie na długo. Ekstremiści po obu stronach nie złożyli broni. Fanatycy z Hamasu nasilili kampanię terroru. W listopadzie 1995 r. żydowski nacjonalista zabija „zdrajcę” Rabina. Okazuje się, że podpisując porozumienie w Oslo Izraelczycy i Palestyńczycy mieli rozbieżne oczekiwania. Izraelczycy uważali, że rozwiązali problem palestyński. Dla Palestyńczyków był to tylko pierwszy krok w kierunku niepodległej Palestyny w granicach z 1967 r. Trzy punkty były szczególnie sporne: istnienie żydowskich osiedli na Terytoriach Okupowanych (Palestyńczycy domagali się ich ewakuacji), status Jerozolimy (Izraelczycy chcieli zachować ją w całości dla siebie) i problem powrotu uchodźców. Dla Izraela to nie tylko ogromne koszty – to także „bomba demograficzna”, zagrażająca żydowskiemu charakterowi państwa. Z drugiej strony Arafat nie mógł pozostawić uchodźców samym sobie: z nim lub bez niego kontynuowali by walkę o swoje prawo do powrotu. Sprawa utknęła w martwym punkcie.

Utworzenie Autonomii nie zmniejszyło frustracji Palestyńczyków. Samorząd nie okazał się panaceum na bolączki życia codziennego, które było równie ciężkie co przedtem. Niepodległość nie nadchodziła. Autorytet Arafata upadał. Para w kotle zaczęła znowu niebezpiecznie gęstnieć. Gdy znienawidzony przez Arabów przywódca izraelskiej prawicy Szaron pojawił się na świętym dla nich Wzgórzu Świątynnym – nastąpił wybuch.

Co nastąpiło potem – widzimy codziennie. Rzec można, że znowu obserwujemy walkę Dawida z Goliatem. Tyle, że Dawid zmienił narodowość.

Jarosław Tomasiewicz

Comments are closed.